Słodko-gorzka nauczka.
Jakiś czas temu standardowo spotkałam się prelegentką, aby Jej pomóc w przygotowaniu do zdalnego wystąpienia. Wystąpienie miało się odbyć w ramach ogólnofirmowej inicjatywy rozwoju pracowników, której to inicjatywy jestem opiekunką.
Nazwijmy tę prelegentkę – Mariolą.
Sprawa wydawała się o tyle prosta, że Mariola z tą samą prezentacją występowała wcześniej na innym wydarzeniu i zebrała bardzo pozytywne opinie.
W związku z tym:
➡ Ona – z dobrym nastawieniem i pewnością siebie,
➡ ja – z myślą, że pójdzie dobrze.
Spotykamy się na rozgrzewce (tzn. na spotkaniu, na których ćwiczymy wystąpienie – prowadzący/a mówi, prezentuje i pokazuje to samo, co planuje powiedzieć, zaprezentować i pokazać podczas wydarzenia na żywo).
Mariola mówi, a ja wyłapuję różne elementy do poprawy.
Przychodzi moment przekazania feedbacku (informacji zwrotnej/podpowiedzi) z mojej strony.
Mówię, argumentuję i wyjaśniam – tak po prostu i bez owijania w bawełnę.
Mariola nie zgadza się ze mną oraz przekonuje mnie, że nie mam racji.
I przypomina, że „na poprzednim wystąpieniu wszystkim tak bardzo się podobało”.
Nie twierdzę, że było inaczej.
Chodzi mi raczej o to, że kluczowe jest, aby przy każdym wystąpieniu wziąć pod uwagę, że są to różne wydarzenia.
Zmienia się publiczność, mamy inny kontekst każdego spotkania oraz różne oczekiwania z nim związane.
Widzę po Marioli, że nie jest zadowolona.
Słucha, lecz mur między nami rośnie.
Po dwóch dniach odzywa się do mnie – że chyba nie da rady wystąpić.
Że ma dużo obowiązków a wprowadzenie zmian, które podpowiadałam będzie bardzo czasochłonne.
Że chce się wycofać.
Drążę temat.
I wychodzi na to, że chce wycofać się przeze mnie 😥
Nie czuła się komfortowo ze sposobem, w jaki udzielałam Jej feedbacku.
Stwierdziła, że był za ostry.
Za dołujący i podcinający skrzydła.
Że po naszej rozgrzewce już nic Jej się nie chciało.
To dla mnie kubeł zimnej wody.
Pierwszy raz spotyka mnie taka sytuacja, że prowadzący chce zrezygnować z wystąpienia po spotkaniu ze mną.
Tym bardziej że tak staram się tworzyć serdeczną i komfortową atmosferę podczas pracy z daną osobą.
Gryzę się tym.
Analizuję czy faktycznie nie byłam zbyt dosadna, zbyt bezpośrednia, za mało delikatna.
Nie daje mi to spokoju.
Czy zawiodłam – siebie i ją?
Po jakimś czasie zdzwaniamy się, aby pogadać.
Tak „od serducha” – chociaż nie jest to łatwa rozmowa.
Udało nam się oczyścić atmosferę. Wysłuchałyśmy się wzajemnie i otworzyłyśmy na punkt widzenia drugiej strony.
hasztag#webinar się odbył.
Jednocześnie wspomnienie tej sytuacji zostało ze mną.
Jak również słodko-gorzka refleksja:
✔ Gdzie przebiega granica pomiędzy profesjonalizmem oraz pewnością siebie (że proponuję/działam, bo mam doświadczenie) a odbiorem naszych starań/pomocy przez drugą stronę?
Mierzę się z tą refleksją do dzisiaj.
Często wraca ona do mnie tuż przed tym, zanim kolejnemu prelegentowi/prelegentce zacznę przedstawiać swoje podpowiedzi…
*grafika znaleziona w internecie